Motylek ze snów
Share
W pewnym cichym miasteczku, gdzie noc pachniała jaśminem, a w oknach dziecięcych pokoi migotały maleńkie lampki, mieszkała dziewczynka o imieniu Lena. Każdego wieczoru mama przykrywała ją kołderką w gwiazdki, całowała w czoło i szeptała:
— Słodkich snów, Leno.
Kiedy w domu zapadała cisza, a światło lampy w korytarzu gasło, w pokoju dziewczynki pojawiał się Motylek ze snów. Był maleńki jak paznokieć, a jego skrzydełka mieniły się wszystkimi kolorami tęczy. Latał bezszelestnie nad poduszką i wachlował skrzydełkami tak delikatnie, że powietrze stawało się miękkie jak puch.
To właśnie on sprawiał, że sny dzieci były spokojne i piękne. Gdy ktoś śnił o łące, motylek przynosił zapach trawy. Gdy ktoś marzył o lataniu, unosił sny wyżej, aż pod same chmury.
Ale pewnej nocy coś się wydarzyło.
Motylek, jak co dzień, wracał z długiej podróży po snach całego miasteczka, kiedy nagle niebo przecięła błyskawica. Grzmot rozerwał ciszę, a wiatr porwał maleńkiego motyla i zaniósł daleko, aż na koniec ogrodu, pod stary orzech. Tam, zmoknięty i drżący, usiadł na liściu — i zauważył coś przerażającego.
Jego skrzydełka straciły kolory.
Nie było już błękitu nieba, zieleni traw ani złota słońca. Były tylko szare, ciche, jak popiół po ognisku. Motylek poczuł, że bez kolorów nie może wrócić do snów dzieci. A bez jego wachlowania sny staną się matowe i puste.
Zrozpaczony, usiadł na parapecie najbliższego domu — i to był właśnie pokój Leny.
Dziewczynka, choć już śniła, poczuła, że coś delikatnie muska jej policzek. Otworzyła oczy i zobaczyła maleńkiego motyla, którego skrzydełka były blade jak poranna mgła.
— Och, biedaku… — szepnęła. — Zgubiłeś kolory.
Motylek skinął główką i opowiedział jej swoją historię. Jego głos był jak szept wiatru — ledwie słyszalny, ale Lena rozumiała każde słowo.
— Muszę odzyskać kolory, inaczej dzieci nie będą miały pięknych snów — powiedział. — Ale nie wiem, gdzie ich szukać.
Lena zamyśliła się chwilę, a potem uśmiechnęła.
— Wiem! — zawołała cicho. — Mam pudełko kredek i mnóstwo rysunków. W moich obrazkach jest tyle barw, że wystarczy dla całego świata!
Dziewczynka wstała, otworzyła szufladę biurka i wyjęła duży, kolorowy zeszyt. Na pierwszej stronie była tęcza, na drugiej — łąka z makami, a na trzeciej — błękitne niebo pełne chmur.
Motylek usiadł na kartce i dotknął skrzydełkiem czerwonego maku. W tej samej chwili jego lewe skrzydełko zapłonęło szkarłatnym blaskiem. Potem przesunął się po niebieskim niebie — i drugie skrzydełko nabrało barwy oceanu.
Na koniec dotknął żółtego słońca, które Lena narysowała grubą, wesołą kredką. Złote iskierki popłynęły po jego ciele i rozświetliły go cały.
Motylek znów był kolorowy. Ale zanim odleciał, spojrzał na dziewczynkę i powiedział:
— Twoje rysunki są pełne marzeń, Leno. W nich kryje się magia.
— A twoje sny są pełne kolorów — odparła z uśmiechem. — Teraz jesteśmy kwita.
Motylek uniósł się w powietrze, a jego skrzydełka rozsypały wokół delikatny pyłek. Gdy spadł na Lenę, poczuła, że powieki stają się ciężkie, a serce spokojne.
— Dziękuję, motylku… — wyszeptała. — Dobranoc.
Motylek jeszcze przez chwilę krążył nad jej łóżkiem, a potem zniknął w smudze księżycowego światła.
Tamtej nocy Lena śniła o lataniu. Latała razem z motylkiem nad łąkami, nad lasem, ponad chmurami. A jej sen był tak barwny, że gdy rano słońce zajrzało do pokoju, przez chwilę wydawało się, że na jej poduszce wciąż błyszczy odrobina tęczowego pyłu.
Od tej pory, każdej nocy, gdy ktoś gdzieś zasypiał, Motylek ze snów cicho trzepotał skrzydełkami — i niósł dzieciom marzenia w najpiękniejszych kolorach świata.
--