Sen o przyjaźni
Share
Noc była spokojna, a księżyc wisiał nad miastem jak wielka, srebrna lampka. W jednym z domów, na dwóch różnych ulicach, spało dwoje dzieci — Antek i Maja. Nie znali się, nigdy się nie spotkali, a jednak tej samej nocy przyśnił im się ten sam sen.
Sen zaczynał się od delikatnego światła. Światło migotało jak iskierka świecy, po czym rozlewało się szerzej, aż stało się ścieżką z drobinek gwiezdnego pyłu. Antek stanął na jednym jej końcu, a Maja — na drugim.
Zdziwili się.
— Cześć… — powiedziała dziewczynka, ostrożnie podchodząc bliżej. — Kim jesteś?
— Nie wiem — odparł Antek z uśmiechem. — Chyba kimś ze snu.
Ścieżka prowadziła między polami, które świeciły w ciemności jak morze świetlików. Nad nimi unosiły się chmurki o kształtach zwierząt, a z oddali dobiegała muzyka — dźwięki delikatne jak szept wiatru.
— Może pójdziemy razem? — zaproponowała Maja.
— Jasne — odpowiedział Antek. — Ale dokąd prowadzi ta droga?
— Może do miejsca, gdzie spełniają się sny — zaśmiała się dziewczynka.
Ruszyli więc razem. Ścieżka była miękka jak puch, a każdy ich krok zostawiał za sobą świecące ślady.
Wkrótce dotarli do lasu z gwiazd — drzewa miały srebrne liście, a z ich gałęzi kapało światło niczym rosa. W powietrzu unosił się zapach wanilii i miodu.
— To chyba las snów — szepnął Antek. — Spójrz, liście śpiewają!
— Nie liście — poprawiła go Maja. — To sny, które rosną na drzewach.
Każdy listek szeptał inne marzenie: ktoś chciał mieć psa, ktoś chciał nauczyć się latać, a ktoś po prostu marzył o tym, żeby mieć przyjaciela.
Maja zatrzymała się przy jednym drzewie. Z liścia spływała drobna łza światła.
— Ten liść płacze — powiedziała cicho. — Może to czyjś smutny sen.
Antek dotknął liścia i z liścia wysypały się iskierki, które ułożyły się w obraz chłopca stojącego samemu na placu zabaw.
— To ja… — wyszeptał. — Zawsze stoję sam.
Maja spojrzała na niego ze współczuciem i ścisnęła jego dłoń.
— Już nie jesteś sam.
Liść rozbłysnął mocniej i znów zaczął śpiewać. Wtedy z głębi lasu usłyszeli plusk. Ruszyli w tamtą stronę i zobaczyli jezioro jak lustro. Na jego powierzchni odbijały się gwiazdy, ale gdy się nachylili, zobaczyli w wodzie coś więcej — swoje odbicia, splecione w uśmiechu.
— Wygląda na to, że ten sen naprawdę jest o przyjaźni — powiedziała Maja.
— A może to sen, który chciał nas poznać? — zastanowił się Antek.
Usiedli na brzegu. Jezioro mruczało cichą melodię, a wiatr przyniósł im zapach malin i letniego deszczu. Czas przestał płynąć.
Nagle coś mignęło pod powierzchnią — mała, błyszcząca rybka. Ale to nie była zwykła rybka. Jej ciało mieniło się kolorami tęczy, a oczy świeciły jak dwa maleńkie księżyce.
— Kim jesteście? — zapytała rybka cienkim głosikiem.
— Chyba śnimy — odparła Maja. — Ale razem.
— Razem? — powtórzyła rybka i zamyśliła się. — To rzadkie. Sen o przyjaźni przychodzi tylko do tych, którzy naprawdę jej potrzebują.
Machnęła ogonkiem i z wody wynurzyła się łódka z liścia lotosu.
— Płynijcie — powiedziała. — Wasz sen jeszcze się nie skończył.
Łódka popłynęła przez jezioro, a wokół nich wirowały błyszczące motyle. Po drugiej stronie znaleźli most z tęczy, który prowadził prosto w niebo.
— Idziemy? — zapytał Antek.
— Z tobą? Zawsze — odparła Maja.
Most unosił ich coraz wyżej, aż nad chmurami zobaczyli ogromny zegar z gwiazd. Jego wskazówki poruszały się bardzo powoli.
— To zegar snów — powiedziała rybka, która płynęła obok. — Kiedy jego wskazówki spotkają się w środku, sen się skończy. Ale to, co się wydarzyło, zostanie w sercu.
Zegar cicho zadzwonił. Dźwięk był miękki jak dzwonek owcy w oddali.
— Chyba czas wracać — szepnęła Maja.
— Ale jak się odnajdziemy, kiedy się obudzimy? — zapytał Antek z niepokojem.
Maja pomyślała chwilę, po czym zerwała jeden ze świecących liści i podała mu.
— Zatrzymaj go. Gdy jutro zobaczysz kogoś, kto też będzie miał taki liść — to będę ja.
Zegar rozbłysnął i świat zniknął w świetle.
Rano, gdy słońce zajrzało do ich pokoi, oboje obudzili się w tym samym momencie.
Antek spojrzał na poduszkę — leżał tam maleńki, srebrny liść, pachnący snem. Nie mógł uwierzyć.
Tego samego ranka mama zaprowadziła go do nowej szkoły. Gdy wszedł do klasy, zobaczył dziewczynkę o jasnych włosach, która trzymała w dłoni taki sam liść.
Ich spojrzenia spotkały się i oboje się uśmiechnęli.
— Cześć — powiedziała. — Mam na imię Maja.
— Wiem — odparł Antek cicho. — Śniło mi się o tobie.
Od tej chwili już nigdy nie byli sami. A gdzieś wysoko, pośród gwiazd, zegar snów tykał cichutko — uśmiechnięty, że jego najpiękniejszy sen spełnił się naprawdę.