Piesek Pikuś i brzuszek pełen cukierków 🍬
Share
W kuchni pachniało pysznym obiadem. Na kuchence bulgotała zupa warzywna, pachnąca marchewką, selerem i odrobiną pietruszki. Mama Pikusia spokojnie mieszała ją w dużym garnku, a na stole stał talerz pełen kolorowych cukierków – różowy w serduszka, zielony w paski, żółty w kropeczki. Mama przygotowała je specjalnie na deser, żeby po obiedzie zrobić Pikusiowi miłą niespodziankę.
– Pikusiu, cukierki są na deser. Najpierw zjemy obiad – powiedziała mama, odkładając łyżkę i uśmiechając się łagodnie.
– Dobrze, mamusiu – odpowiedział Pikuś, choć jego oczka świeciły się tak mocno, jakby ktoś zapalił w nich dwie malutkie lampeczki.
Cukierki wyglądały… no po prostu niemożliwie pysznie.
Mama wyszła do pokoju po serwetki, a Pikuś został w kuchni sam. W domu panowała cisza. Zegar tykał powoli, w garnku bulgotało, a cukierki… jakby go wołały.
„Pikuś… Pikuś… Zjedz nas…”
Piesek przełknął ślinkę.
– Tylko jednego… nikt się nie dowie – szepnął do siebie i rozejrzał się, jakby sprawdzał, czy ktoś nie ukrywa się za lodówką.
Chwycił jeden.
Ciach! Do pyszczka.
– Mmm, pyszny… – mruknął.
Potem spojrzał na następnego.
– Może jeszcze jednego?…
A potem zobaczył zielonego w paseczki.
– Ooo, ten jest mój ulubiony!
I tak łapka Pikusia sięgała po kolejny i kolejny cukierek – aż niemal sama tańczyła nad talerzem.
Nim się zorientował, talerz był prawie pusty. Zostały tylko trzy smutne cukierki, które wyglądały tak, jakby pytały: „A co z nami?!”
Kiedy mama wróciła do kuchni, zobaczyła Pikusia siedzącego obok talerza. Na jego łapce kleiły się resztki cukierków, a na pyszczku miał podejrzanie słodką minę.
– Pikusiu… – powiedziała spokojnie, choć trochę smutno. – Umawialiśmy się, że poczekasz.
Pikuś od razu spuścił uszka.
– Ja tylko… spróbowałem… – mruknął, patrząc w podłogę.
Mama westchnęła, ale postanowiła nic więcej nie mówić. Położyła talerze na stół i zawołała:
– Chodź, kochanie. Zjemy.
Pikuś usiadł, ale zanim zupa zdążyła ostygnąć, piesek skrzywił się i złapał się za brzuch.
– Au… mamusiu… brzuszek mnie boli… – jęknął.
Mama od razu do niego podeszła i pogłaskała go po głowie.
– Cukierki są pyszne, ale kiedy zje się ich za dużo i nie o czasie, brzuszek potrafi się zbuntować. Położymy cię na chwilę na kanapie. Zrobię ci herbatkę z rumianku.
Pikuś położył się na kanapie, a w brzuszku burczało mu jak w garnku mamy. Właśnie wtedy do drzwi zapukała kotka Mimi i żółw Leon.
– Pikuś! Będziemy się bawić? – zapytał Leon.
Mama wyszła im naprzeciw.
– Pikuś na razie nie może. Ma ból brzuszka.
– Co się stało? – zapytała Mimi, marszcząc wąsy.
– Zjadł cukierki przed obiadem – odpowiedziała mama.
– Wszystkie?! – wykrzyknął Leon.
– Prawie… – mruknął Pikuś spod koca, bardzo zawstydzony.
Mama podała mu ciepłą herbatkę, a Pikuś popijał ją powoli. Po chwili ból zaczął ustępować. Piesek wstał ostrożnie, przeciągnął się i wrócił do stołu.
– Mamusiu… przepraszam. Już nie będę podjadał przed obiadem – powiedział cicho.
Mama uśmiechnęła się ciepło.
– Wierzę ci, Pikusiu. Każdy czasem się skusi, ale ważne, żeby wyciągać wnioski. Czekanie też może być przyjemne.
Pikuś powoli zjadł zupę – tym razem naprawdę czuł głód. A kiedy talerz był pusty, mama wyciągnęła nowy talerzyk cukierków, który wcześniej sprytnie schowała.
– A teraz deser – powiedziała.
Pikuś zjadł tylko dwa, a resztę podał Mimi i Leonowi.
– Chcecie? Dzisiaj się dzielę – powiedział z dumą.
Tego dnia Pikuś nauczył się, że słodycze smakują najlepiej wtedy, kiedy przychodzą we właściwym czasie.
I że brzuszek to mądry przyjaciel — kiedy protestuje, lepiej go słuchać.