Piesek Pikuś i kąpiel pełna piany 🛁
Share
W pewien zwykły wieczór mama zawołała z łazienki:
– Pikusiu, pora na kąpiel!
Pikuś właśnie kończył budować z klocków ogromny statek kosmiczny.
– Ale mamo, jeszcze tylko chwileczkę! – zawołał.
– Statek może poczekać, a błoto za uszami nie – odpowiedziała mama z uśmiechem.
Pikuś westchnął, ale ruszył do łazienki. Po drodze zostawiał na dywanie małe ślady błota po zabawie w ogródku.
– Oj, widzę, że dziś kąpiel naprawdę się przyda – zaśmiała się mama, zdejmując mu koszulkę.
– Będę czysty jak nowy samochód! – powiedział Pikuś z dumą.
Mama nalała do wanny ciepłej wody.
– I tylko trochę płynu, dobrze? – ostrzegła, otwierając kolorową butelkę.
Zakręciła nakrętkę, postawiła ją na półce i wyszła po ręcznik.
– Nie dotykaj płynu, Pikusiu, bo zrobi się za dużo piany.
– Dobrze, mamusiu! – zawołał grzecznie piesek.
Ale gdy tylko drzwi się zamknęły…
Pikuś spojrzał na butelkę.
Na etykiecie był obrazek: wielka, biała piana i piesek w kąpieli, który wyglądał jak chmurka.
– Hmm… jeśli kilka kropel robi trochę piany… – pomyślał Pikuś, przekrzywiając głowę. – To więcej kropel zrobi dużo więcej piany!
I chlusnął trochę.
Potem jeszcze trochę.
A potem — „na wszelki wypadek” — trochę więcej.
Woda zaczęła bulgotać, a piana rosła.
Najpierw zajęła pół wanny.
Potem sięgnęła brzegu.
A po chwili – hop! – przelała się na kafelki.
– Ojej! Ale super! – zaśmiał się Pikuś. – Będę królem piany!
Zrobił sobie z piany czapkę.
Potem brodę.
A potem — płaszcz z bąbelków!
W wannie chlupało, łazienka błyszczała, a piana powoli sunęła w stronę drzwi.
Pikuś był zachwycony.
Zrobił nawet pianowego żółwia i nazwał go Leonem, jak swojego przyjaciela.
Nagle piana dotarła do dywanu w przedpokoju.
– Hm, to chyba trochę za dużo – mruknął Pikuś. – Ale mama się ucieszy, że jest tyle czystości!
Drzwi się uchyliły.
Mama stanęła w progu.
Zamarła.
Łazienka wyglądała jak… baśniowa kraina chmur!
Na środku siedział Pikuś w czapce z piany, trzymając gąbkę jak berło.
– Witaj w moim królestwie, Królowo Pianowa! – powiedział z dumą, machając łapką.
Mama parsknęła śmiechem, choć próbowała zachować powagę.
– Ojej, Pikusiu… Przecież mówiłam: tylko trochę płynu!
– Ale mamo! – tłumaczył piesek. – To nie była piana! To była magia czystości!
Mama uśmiechnęła się i pokręciła głową.
– Dobrze, królu piany. Teraz twoje królestwo musimy trochę posprzątać.
– A mogę mieć jeszcze koronę z ręcznika? – spytał Pikuś z nadzieją.
– Możesz, ale tylko jeśli pomożesz mi zebrać tę pianową armię z podłogi.
Razem zgarniali pianę do wanny. Pikuś chichotał, gdy bąbelki pękały z dźwiękiem plop, plop.
– Zobacz, mamo! Ta piana robi dźwięki jak małe baloniki!
Kiedy skończyli, łazienka znów wyglądała normalnie.
Mama wytarła Pikusiów łapy i uszy, a potem owinęła go w duży ręcznik.
– Widzisz? – powiedziała. – Czasem mniej znaczy więcej.
– Ale było warto! – zaśmiał się Pikuś. – Miałem kąpiel stulecia!
Wieczorem, gdy mama gasiła światło, Pikuś ziewnął i mruknął przez sen:
– Tylko trochę płynu… tylko trochę…
Mama uśmiechnęła się i cicho odpowiedziała:
– Tylko trochę, królu piany. Tylko trochę.