piesek pikuś i trudne czekanie - bajka do czytania na dobranoc

Piesek Pikuś i trudne czekanie ⏰

W sobotni poranek Pikuś obudził się wcześniej niż zwykle.
Słońce świeciło przez okno, a w kuchni pachniało naleśnikami.
Pikuś przeciągnął się, ziewnął i pobiegł do stołu.

– Mamusiu, jestem głodny! – zawołał. – Czy już mogę?
Mama właśnie odwracała naleśnika na patelni.
– Jeszcze chwilkę, Pikusiu. Muszę dosmażyć resztę.

Pikuś usiadł przy stole i zaczął machać łapkami ze zniecierpliwieniem.
– Ale ja już nie mogę się doczekać!
– Cierpliwości, mój piesku – uśmiechnęła się mama. – Czekanie to też sztuka.

Pikuś spojrzał na zegar.
Tik-tak, tik-tak…
Sekundy ciągnęły się jak spaghetti!

Postanowił więc coś zrobić.
Najpierw próbował liczyć do dziesięciu. Potem do dwudziestu.
Ale już po chwili zapomniał, na czym skończył.

– Może poskaczę po poduszkach! – pomyślał.
Podskakiwał, aż jedna z poduszek spadła na podłogę z lekkim „plaf!”.
Mama zajrzała z kuchni.
– Pikusiu, pamiętaj, że skakanie nie przyspieszy obiadu.
– Ale może trochę! – zaśmiał się Pikuś, poprawiając poduszkę.

Potem wziął kredki i zaczął rysować talerz z naleśnikami.
– To dla ciebie, mamusiu! – powiedział dumnie.
– Ooo, dziękuję! – uśmiechnęła się mama. – I wiesz co? Myślę, że właśnie za ten piękny rysunek należą ci się naleśniki z dżemem!

Pikuś podskoczył z radości.
Mama przyniosła talerz – pachniało wanilią i truskawkami.
– Widzisz? – powiedziała mama, nakładając naleśniki. – Jak się czymś zajmiesz, czas szybciej leci.
– To prawda! – przytaknął Pikuś. – Czekanie nie jest takie straszne.

Po śniadaniu Pikuś wyszedł na podwórko.
Żółw Leon siedział pod drzewem z nowym latawcem.
– Hej, Pikusiu! Pomożesz mi go puszczać?
– Jasne! – zawołał Pikuś.

Ale wiatr był słaby.
Latawiec unosił się tylko trochę, po czym opadał z powrotem na trawę.
– Nie chce lecieć! – jęknął Leon.
– Musimy poczekać na silniejszy wiatr – powiedział Pikuś, przypominając sobie słowa mamy.

Usiedli więc razem na trawie i czekali.
Pikuś zaczął gwizdać, Leon opowiadał mu o swoim nowym żółwiowym kasku.
I nagle – fiuuu!
Wiatr się zerwał, a latawiec poszybował wysoko w niebo!

– Udało się! – zawołał Leon.
– Widzisz? – uśmiechnął się Pikuś. – Czasem warto poczekać.

Wieczorem, gdy mama przykrywała go kocykiem, Pikuś szepnął z uśmiechem:
– Mamusiu, dziś dwa razy umiałem czekać. Na naleśniki… i na wiatr!
Mama pocałowała go w czubek głowy.
– Jestem z ciebie dumna, mój cierpliwy piesku.

Pikuś uśmiechnął się szeroko.
– Jutro też będę ćwiczył czekanie… ale może na deser! – zachichotał.

Powrót do blogu