Piesek Pikuś nie może zasnąć 🌙
Share
W pokoiku Pikusia panował przytulny półmrok.
Zasłony były zaciągnięte, lampka świeciła delikatnym światłem, a z korytarza dobiegał zapach herbaty, którą mama piła w kuchni.
Mama zajrzała do pokoju i uśmiechnęła się.
– Pikusiu, pora spać. Już późno.
– Ale mamo… ja jeszcze wcale nie jestem śpiący – odpowiedział piesek, przewracając się z boku na bok.
– Każdy tak mówi przed snem – odparła mama łagodnie, przykrywając go kołderką w pieski. – A potem śpi jak suseł.
– Ale ja naprawdę nie mogę zasnąć! – jęknął Pikuś. – Mój brzuszek jeszcze trochę burczy, a poduszka jest za zimna, a kołdra za gorąca…
Mama zaśmiała się cicho.
– Czyli klasyczny przypadek „nieusypiającej poduszki”.
Usiadła na brzegu łóżka.
– Spróbuj policzyć owieczki. To pomaga każdemu.
– Owieczki? – powtórzył Pikuś z niedowierzaniem. – Dobrze… jedna owieczka, druga owieczka… trzecia...
W jego głowie owieczki zaczęły przeskakiwać przez płotek.
Ale zamiast być ciche i spokojne, beczały:
– BEEE! BEEE! Patrz, jak skaczę!
Pikuś roześmiał się.
– Nie da się, mamo! Te owce są za głośne!
Mama zachichotała.
– Dobrze, może spróbuj policzyć piłeczki.
– Piłeczki? To mi się podoba!
Pikuś zamknął oczy. W jego wyobraźni pojawiły się kolorowe piłki, które turlały się po zielonej trawie.
Ale po chwili jedna odbiła się od płotu, druga wpadła do jeziora, a trzecia poleciała prosto na drzewo.
– Mamo! – parsknął śmiechem. – Te piłki wcale nie pomagają, one robią wyścigi!
Mama znów zaśmiała się, ale już spokojnie, jakby jej głos był miękkim kocykiem.
– W takim razie spróbuj się po prostu wtulić i oddychać powoli. Jak ja, kiedy jestem zmęczona.
Pikuś położył głowę na poduszce i zamknął oczy.
Wdech... wydech... wdech... wydech...
I wtedy usłyszał: tyk-tyk-tyk! – to zegar w salonie.
Potem ćwir-ćwir! – to wróbel za oknem.
A potem chrap-chrap! – to tata w pokoju obok.
– Mamusiu! – zawołał Pikuś, otwierając oczy. – Wszyscy śpią oprócz mnie!
Mama westchnęła, ale z uśmiechem.
– Wiesz, Pikusiu… czasem trudno zasnąć, kiedy w głowie jest za dużo myśli.
– O tak! – potwierdził Pikuś. – Bo ja myślę o jutrzejszym spacerze, o ciastkach, o mojej nowej piłce, o tym, że Kitu powiedziała, że jej żółw Leon potrafi liczyć do dziesięciu… a ja nie wiem, czy to prawda!
Mama roześmiała się głośniej.
– Może te myśli są po prostu zbyt ciekawe, żeby zasnąć!
– No właśnie! – przytaknął Pikuś. – A jak zasnę, to wszystko mi ucieknie!
Mama pokręciła głową z uśmiechem.
– W takim razie zróbmy inaczej. Zamknij oczka i wyobraź sobie miejsce, w którym czujesz się spokojny i szczęśliwy.
– Hm… – mruknął Pikuś. – To będzie… łąka! Tak, wielka łąka pełna kwiatów!
W swojej głowie zobaczył siebie biegnącego po trawie. Była tam też Kitu, machała do niego. Leon toczył piłkę, a nad nimi latały bańki mydlane, połyskujące jak małe księżyce.
– Widzę kolory! I słyszę ptaki! – szeptał przez sen. – Jest mi bardzo miło i spokojnie…
Mama przykryła go delikatnie kocykiem.
– Dobranoc, mój piesku.
– Dobranoc, mamusiu… – mruknął, nie otwierając oczu.
Po chwili było już słychać tylko ciche chrap-chrap-chrap.
Mama uśmiechnęła się i wyszła z pokoju, cicho zamykając drzwi.
Księżyc zajrzał przez okno i spojrzał na Pikusia, który spał spokojnie, wtulony w swoją poduszkę.
A w jego śnie owieczki już nie beczały.
Tym razem skakały miękko i cicho, a nad nimi fruwały piłeczki – powoli, leniwie, jak małe bąbelki snu.