🐢 Żółwik Franek i wielka kałuża
Share
W zielonym lesie, wśród miękkiego mchu i pachnących kwiatków, mieszkał mały żółwik o imieniu Franek. Miał okrągły, jasny pancerzyk, krótkie łapki i bardzo dobre serduszko, choć czasem się bał. Najbardziej lubił spacery po lesie i słuchanie, jak wiatr szumi w liściach. Ale było coś, czego nie lubił – skakania i szybkich zabaw, bo inni byli zawsze szybsi, a on bał się, że sobie nie poradzi.
Pewnego ranka po deszczu na środku ścieżki pojawiła się wielka kałuża. Zwierzątka zaczęły się zbierać, bo to była ich ulubiona zabawa – kto przeskoczy najdalej!
– Patrzcie na mnie! – zawołał zajączek i jednym długim skokiem był po drugiej stronie.
– Teraz ja, teraz ja! – krzyknęła wiewiórka, zrobiła obrót i skoczyła tak lekko, jakby miała skrzydła.
Nawet mała myszka tupnęła łapką i szybko przebiegła: chlup, chlup – i była po drugiej stronie.
Franek stał z boku. Patrzył na swoje krótkie nóżki, na mokrą wodę i czuł, jak w pancerzyku robi mu się ciepło ze strachu.
– Ja chyba… nie umiem – wyszeptał.
– Spróbuj, Fraaanku! – zachęcał zajączek.
– Nie! Wpadnę, zabłocę się i będzie wstyd… – powiedział żółwik i odsunął się jeszcze bardziej.
Zwierzątka pobiegły dalej się bawić, a Franek został sam. Smutny. Wtedy przyleciała biedronka Bibi i usiadła mu na pancerzyku.
– Czemu nie skaczesz? – zapytała.
– Bo się boję… Jestem za mały, za wolny.
Bibi uśmiechnęła się mądrze:
– Franek, odwaga to nie to, że się nie boisz. Odwaga to wtedy, gdy się boisz… ale mimo to próbujesz.
Franek chwilę milczał. Serduszko mu pukało, ale spojrzał na Bibi, która patrzyła na niego z zaufaniem.
– Dobrze… Spróbuję. Ale po swojemu.
Podszedł do brzegu kałuży. Nie skakał wysoko jak zając. Nie kręcił się jak wiewiórka. Po prostu… zrobił jeden krok.
Chlup. Woda zamoczyła łapkę, ale nie była straszna.
Zrobił drugi krok.
Potem trzeci.
Woda chlupała, mchy delikatnie się kołysały – aż nagle… był już po drugiej stronie!
– Udało mu się! Franek przeszedł! – krzyknęła myszka.
– Nie przeskoczył, ale przeszedł sam! Brawo! – dodała wiewiórka.
Zajączek klasnął łapkami:
– Franek, jesteś dzielny!
Franek spojrzał na swoje mokre łapki, potem na biedronkę i uśmiechnął się szeroko.
– Wcale nie trzeba skakać wysoko, żeby być odważnym, prawda?
– Prawda – powiedziała Bibi, siadając mu na głowie.
Tego dnia Franek już nie stał z boku. Biegał (trochę wolno), chlapał wodą (trochę niezdarnie), ale był szczęśliwy, bo spróbował. A kiedy wieczorem wrócił do domu, mama żółwica przytuliła go i powiedziała:
– Jestem z ciebie dumna, mój mały bohaterze.
Franek zasypiał z uśmiechem. Bałagan z kałuży wyschnie. Ale odwaga została w serduszku na zawsze.