Zaginiony dzwoneczek z piekarni 🔔
Share
Na Ulicy Szeleszczących Liści dzień zaczął się wyjątkowo pachnąco. Z okien piekarni pani Jeżowej unosił się zapach świeżych bułeczek z makiem, cynamonowych ślimaczków i jagodzianek. Kotka Kaja przeciągnęła się leniwie na swoim hamaku między jabłonkami i zamruczała z zadowoleniem. „To będzie pyszny dzień” – pomyślała.
Nagle… brzdęk! trzask!
Drzwi piekarni otworzyły się z hukiem, a zdenerwowana pani Jeżowa wybiegła na ulicę.
– Zniknął! Zniknął mój dzwoneczek! – pisnęła dramatycznie. – Ten przy drzwiach! Bez niego nie wiem, kiedy ktoś wchodzi do piekarni!
Kaja podeszła bliżej.
– Spokojnie, pani Jagódko – powiedziała. – Na pewno się znajdzie. Ja się tym zajmę!
W tym momencie na rynkowy mur usiadł wróbel Franio i zapiszczał z zaciekawieniem:
– Będzie zagadka? To ja pomogę!
Kaja i Franio obejrzeli drzwi piekarni. Po dzwoneczku nie było śladu – został tylko kawałek sznurka.
– Musiał odpaść albo ktoś go zabrał – stwierdziła Kaja.
Na ziemi, tuż przy progu, leżały malutkie okruszki… ale nie pieczywa. Wyglądały jak grudki cukru. A obok – drobniutkie odciski łapek.
– Ktoś słodki i malutki… – mruknął Franio. – Może myszki?
– Nie – pokręciła głową Kaja. – Myszka Matylda ma takie malutkie łapki, ale ona by nie wzięła bez pytania.
Zerknęli w stronę warzywniaka. Tam stał pan Królik Maurycy, zamartwiając się marchwią.
– Panie Maurycy, czy coś pan widział? – zapytała Kaja.
– Widziałem tylko, jak nad ranem ktoś przebiegł z czymś błyszczącym! – odpowiedział. – Kierował się w stronę mostku!
Przy mostku znaleźli kolejny ślad: sznureczek dzwonka zahaczony o trzcinę.
– Ktoś tędy przechodził… – szepnęła Kaja.
W trawie rozległo się ciche… chlup… chlup.
Spojrzała pod mostek i aż mrugnęła ze zdziwienia.
W małym gniazdku z patyczków siedziała rodzina kaczek, a obok… dzwoneczek z piekarni! Wisiał na patyku jak ozdoba.
Mama Kaczka spojrzała zawstydzona.
– Przepraszam… – powiedziała cicho. – Moje małe kaczuszki uwielbiają dźwięk tego dzwonka. Codziennie słuchały go przy piekarni. A wczoraj spadł i potoczył się w stronę wody. One tylko… go zabrały.
Kaja się uśmiechnęła. Nie było złości.
– Rozumiem. Ale pani Jeżowa bardzo go potrzebuje. Może znajdziemy inne rozwiązanie?
Kaczuszki spuściły główki. Wtedy Franio zaćwierkał:
– A może damy wam mały dzwonek od starygo roweru Pana Szczura Beniamina? I będziecie mieć swój!
Kaczki zapiszczały radośnie. Dzwoneczek wrócił do piekarni, a dla kaczek znaleziono nowy.
Pani Jeżowa zawiesiła dzwonek z powrotem na drzwiach.
– Och, Kaju! Bez ciebie byłabym zgubiona! – zawołała i wręczyła jej cieplutką jagodziankę. – A dla Frania – okruszek z cukrem!
Kotka zamruczała z radości.
– Jedna zagadka rozwiązana… ciekawe, co przyniesie jutro.
A wiatr zaszumiał w liściach, jakby szeptał nową tajemnicę…